Managerki ubóstwa.

« wróć

Nigdy nie byłam badaczem… nie wiem jaka opinia panuje w społeczeństwie na temat samotnego macierzyństwa . Mogę tylko opierać się na własnym doświadczeniu 10 letniej pracy z samotnymi matkami  i ich dziećmi. Śmiało mogę powiedzieć , że bywa różnie… wiele razy spotykałam ludzi o wielkim sercu, ale z lekką trwogą muszę przyznać, że coraz więcej przybywa tych, którzy oceniają, najczęściej własną miarą zbyt ciasną, by wejść w jej ramy. Gdy przychodzą do nas młode samotne matki oczekujące pomocy to najpierw pytam  o imię, częstuję herbatą, lub proponuję posiłek i to  pozwala mi zawiązać pierwszą relację. Chcę dostrzec w nich człowieka, jego wartość i godność, niezależnie od historii, która ją do mnie przyprowadziła. Oczywiście zdarza mi się niejednokrotnie ocenić  oraz spojrzeć krytycznym wzrokiem i pomyśleć: ja tu już tyle lat pracuje… nic z niej nie będzie… szkoda czasu…  I wtedy zadaję sobie pytanie, a  co mnie określa? Czy  jestem osobą, która nie popełnia błędów, czy zło które czynię znaczy, że jestem złem?  Czy mogę dać sobie prawo, by na kogoś patrzeć ze wstrętem odbierając mu godność,tylko dlatego, że popełnił błąd? Czy chcialabym, żeby ktoś patrzył na mnie pogardliwie... A jednak żeby narodziło się nowe życie muszę popatrzeć na kogoś z miłością  i wiarą, że może się coś zmienić. Być może trzeba nam sobie odpowiedzieć na podstawowe pytanie: Kim są te samotne matki? Myśląc o nich widzę biblijną Hagar walczącą o zaspokojenie potrzeb swojego dziecka, wykluczoną ze społeczeństwa, samotną, spragnioną miłości i poczucia bezpieczeństwa. Łączy ich jeden wspólny problem: macierzyństwo. Stały się uciążliwe dla rodziny, mężczyzny, z którym wiązały życie, społeczności, w której mieszkały. Można było je wyrzucić na śmietnik, stały się niepotrzebne, zużyte. Nie nadawały się do pracy bo brzuch przeszkadzał, dziecko ciągle „wyło”, potrzebowały lekarstw, wyprawki dla dziecka i odpoczynku. Zostały wykorzystane i odrzucone.  Przyszły do nas… tylko wtedy gdy już zostały wyczerpane wszystkie możliwości… Mówią: „ proszę siostry to już ostateczność, ja naprawdę nie mam gdzie iść…” Przyjmujemy, staramy się nie oceniać … Boją się o przyszłość swoją i dzieci, są zagubione, bezradne, nie potrafią się uporać nawet z błahymi sprawami.  Wydają się być wycofane, niezaradne i podejrzliwie traktują pomoc. Jedna z matek Urszula ma dwumiesięczną córkę. 2 lata temu została eksmitowana z mieszkania, bo była bezrobotna i je zadłużyła. Znalazła się na ulicy, bez rodziny ( wychowała się w domu dziecka). Błąkała się po dworcach, parkach, jadła co popadło. Zauważył ją dobry wujek z branży  proponującej szybkie wzbogacenie się, a mianowicie prostytucje. Nie miała nic do stracenia, zgodziła się natychmiast. Za pierwsze pieniądze kupiła sobie dwie reklamówki jedzenia i jadła dopóki nie zwymiotowała. Pracowała w branży dopóki nie zaszła w ciążę i brzuch nie stał się widoczny. Potem została wyrzucona, bo dzieciak to zbyt duży kłopot w agencji. Znowu została na ulicy. Po porodzie opieka społeczna skierowała ją do nas. Mówi, że to dziecko daje jej motywacje do życia, chce być lepsza. Dom Samotnej Matki jest utworzony specjalnie z myślą wsparcia dla kobiet w ciąży i małymi dziećmi.  Trafiają do nas matki, które zdecydowały się na urodzenie dziecka. Czasem widzimy, że nie pragnęły i nie planowały swojego macierzyństwa. Pomagamy im przyjąć ten dar z miłością lub proponujemy alternatywę oddania do adopcji. Większość kobiet zatrzymuje je jednak przy sobie , nawet, jeśli przed narodzeniem deklarowały je oddać. Tak było z Agnieszką, która po odejściu chłopaka, chciała ciąże „usunąć”. W domu nie było warunków na małe dziecko, liczyła na niego,  ale się „wypiął”. Postanowiła pozbyć się problemu, jednak lekarz, który miał dokonać aborcji zażyczył sobie dużych pieniędzy za „przyjemność”. Postanowiła okres ciąży przeczekać w Domu Samotnej Matki, a potem dziecko oddać do adopcji. Jednak po porodzie uznała, że nie może żyć bez „swojego Maleństwa”. Matek w trudnej sytuacji finansowej jest bardzo dużo. Wobec dużego bezrobocia, braku odpowiedniego wykształcenia, oraz braku opieki nad dzieckiem kobiety nie maja co marzyć o stałym zatrudnieniu. Utrzymują się głównie z Zasiłku MOPS i pracy na czarno. Próbują skleić swoje życie i z tego skromnego wynagrodzenia odłożyć parę groszy na tzw. „czarną godzinę”. Stają się „managerkami” ubóstwa i zaczynają życie na nowo.  
s. Anna (antonianka)